sobota, 29 marca 2014

Rozdział V. Nie wiem czy bardziej skrzywdziłam Ciebie, czy tę sukę.

     -Aaron, to dało mi zbyt wiele do myślenia przepraszam.-spokojnie gładzi mnie po twarzy.
-Jestem za słaby? Co mam w sobie złego?-pytam się starając się opanować nerwy.
-Nic. Właśnie dlatego nie mogę Cię skrzywdzić.-stara się zabrzmieć głęboko, jednak naprawdę jej to nie wychodzi. Tandetne wytłumaczenie.
-Traktujesz mnie jak idiotę, który poleci na inteligentne zdania. Powiedz, że mnie nie kochasz i odejdź.-daję prosty rozkaz, nie umiem inaczej.
-To tak nie działa Aaron. Podjęłam już decyzję, wrócę, kiedy uznam to za stosowne. Kocham cię.-jest pewna siebie, całuje mnie po ustach, bierze walizkę i wyjeżdża załatwić swoje sprawy, może już nigdy jej nie zobaczę, to jest najgorszą perspektywa. Może wróci z jakimś przystojnym chłopakiem i poprosi mnie żebym jako jej przyjaciel był świadkiem na ich ślubie. Nie wiem tak naprawdę co ona w sobie ma takiego, jest ładna, zdecydowana, nie jest przesadnie dobra, jest inteligenta, pewna siebie, czasem cyniczna, umie słuchać, chyba z łatwością rani ludzi, nie leci na kasę i sławę, jest uparta. Teraz, w tym momencie wierzę, że nic nie stało się przez przypadek, że poznałem ją, bo ktoś wyżej ode mnie tego chciał. Jesteśmy przeznaczeni dla siebie, zawsze nasze drogi się złączą, musi tak być, nie mogę myśleć negatywnie, wróci sama i z większą miłością do mnie.
     Jestem pewna, że tu jesteś, rozumiesz, nie mam pojęcia o twoim obecnym stanie, ale wiem, że musisz tu być. Przez tyle lat studiowałam każde twoje słowo, chciałam cię rozgryźć, poznać lepiej niż Ty znasz samego siebie. Pytanie gdzie teraz jesteś jest dla mnie banalne. Pukam do drzwi, po chwili otwierasz, widzę tę niepewność kochanie. Na pierwszy rzut oka mnie nie poznajesz, ale zaraz się reflektujesz.
-Ania?!-jest zdziwiony moją przemianą, nigdy nie byłam brzydka, ale teraz wyglądam o 100% lepiej niż niespełna rok temu, kiedy ostatnio miał okazję rozdzierać moje serce. Nic się nie zmieniłeś...-Co tu robisz kochanie?-pyta kładąc swoje ręce na moich biodrach, skąd ja to znam.
-Stęskniłam się.-wtulam nos w jego klatkę piersiową, naprawdę mi tego brakowało tak bardzo. Siada na kanapie, rozkładam się na jego kolanach wtulona w mięśnie.
-Studiuję prawo, mieszkam teraz w mieszkaniu mamy. Jak w ogóle tu trafiłaś?-głaszcze mnie po plecach.
-Znam cię bardzo dobrze. Pracuje w Londynie, w przyszłym roku zaczynam studia medyczne.-patrzę mu teraz prosto w oczy, tak mocno bije mi serce.-Jesteś z Julią? Czy z Weroniką, a może z Natalią?
-Mam kontakt z Julią tylko, właściwie jesteśmy razem. Ciągle się przyjaźnicie?-uśmiecha się do mnie tak pięknie.
-Nigdy się nie przyjaźniłyśmy, tylko razem piłyśmy, paliiłyśmy, macałyśmy się, lizałyśmy i tak dalej na imprezach. Nic więcej.-taka prawda, dużo przeżyłam z Julią, ale nie wykraczało nigdy to poza zwykłe 'yolo' nastolatek. Jest kurewsko fałyszywa. Odbierała mi go, zawsze gdy widziała, lub mówiłam jej po 10 szklankach malibu, że jest idealnie wpierdalała się pomiędzy mnie i jego i wszustko się waliło. Nienawidziłam jej. 14.30, podejrzewałam, że nie mam zbyt dużo czasu.-Gdzie jest teraz Julia?
-Praktycznie się minęłyście, Julka pojechała na zajęcia, wróci około 16.-mówi wpatrując się we mnie, ciągle do końca mnie nie poznaje.
-Chciałabym ją jeszcze zobaczyć, może jutro wrócę do Londynu.-uśmiecham się patrząc mu prosto w zielone oczy.
-Jak ci tam jest malutka?-pyta gładząc mnie po policzku, ciągle siedzę na jego umięśnionych nogach.
-Idealnie, naprawdę nie wyobrażałam sobie lepszego życia, jestem szczęśliwa.-celowo wszystko idealizuje.
-Cieszę się kochanie, ale wiesz muszę się położyć, bo wczoraj na meczu nadwyrężyłem kręgosłup.-ma dyskopatię od kiedy pamiętam, kładzie się na kanapie, kładę się przy nim.
-Ciągle grasz?
-Tak, nigdy z tym nie zerwę, niedługo będę chciał przenieść się do Ameryki, może tam uda mi się wybić.-zawsze mówi o koszykówce z taką miłością, jestem chyba jedyną dziewczyną, która go w pełni rozumie, czuję to samo do piłki nożnej.
-Wiem, kochanie wiem jak to kochasz, życzę ci jak najlepiej, dla mnie zawsze będziesz cudotwórcą w koszu.-czuję muśnięcie na szyi, wiedziałam, że się nie powstrzymasz, znam cię tak dobrze.
-Zawsze bylaś moim numerem jeden, tylko zbyt trudnym.-szepcze całując mnie tak namiętnie. Dam mu to czego chce, moje ciało jest teraz jego. Zdejmuje ze mnie ubranie, całuje i kocha najlepiej jak potrafi. Ktoś wchodzi do domu, jesteś zbyt zajęty nie słyszysz tego, po chwili wchodzi do pokoju, w tym najlepszym momencie. Orientujesz się dopiero po chwili, to Julia, patrzy się jak mnie kochasz, łzy bezwładnie wypływają jej strumieniami z oczu.
-Dam ci sznase, tylko powiedz tej szmacie żeby spierdalała.-mówi, cała się telepie i szlocha. Mój kochanek patrzy wzrokiem na mnie i na nią, ma prosty wybór, bez wahania wybiera mnie, Julia przeżywa szok, chyba nigdy jej coś tak nie zabolało. Wychodzi z domu, nie bierze swoich rzeczy, mówi, że nie wróci po nie. Na pożegnanie strzela go w twarz, a na mnie spogląda tylko spojrzeniem mówiącym 'i ty Brutusie przeciwko mnie'.
-Wiedziałem, że ona nigdy nie wybaczy zdrady, ale dla ciebie zrobiłbym wszystko Aniu. Jesteś dziewczyną mojego życia.
-Krzysiu, mam samolot za dwie godziny. Muszę lecieć, bo mój chopak ma ważny mecz dziś. Love, love, love.-mężczyzna blednie, otwiera usta a oczy powiększają mu  się trzy razy, nie wierzy w to co słyszy.-Może wrócę za jakieś pół roku, czekaj tu, jesteś najlepszy, love.-łzy zaczynają lecieć mu z oczu, nie panuje nad tym, wpada w histerię w środku. Bez uczuć wychodzę z jego domu, wiem, że wygrałam, zniszczyłam wszystko co miał, rozwaliłam jego uczucia, tak jak on zrobil to ze mną. Krzysiu, jesteśmy kwita.
Nie wiem czy bardziej dumna jestem, że zniszczyłam jego czy tę sukę. Od zawsze umieli mi zatruć życie, była dla niego kurwą, szmatą, popierdoloną idiotką, jebaną księżnniczką, deską, pośmiewiskiem, ale zawsze na każde jego pstryknięcie wracała, tak jak on na jej. Odrywam się od tego co było, żyję szczęśliwym życiem, w którym nie ma miejscu na destrukcyjne znajomości. Piekło na ziemi się skończyło, kiedyś myśłałam, że umarłam i jestem w piekle, teraz będzie już tylko niebo, rany w środku już są zagojone, nie mam blizn, blizny na ciele pozostaną niestety na zawsze.. Nieważne, to będzie pamiątka po chłopaku i suce, których zniszczyłam.
Zatrzymuje się przy białym domu z czerwoną dachówką, pukam, otwiera mi zadbana pięćdziesięciolatka, którą kocham ponad życie.
-Mamusia!-krzyczę rzucając się kobiecie na szyję. Brunetka promminieje na mój widok.
-Kochanie, czemu nie dajesz znaku życia?! Kiedy wracasz?! co u Ciebie?!-pyta ciurkiem zaskoczona moim widokiem.
-Tak się składa, że za półtorej godziny mam samolot, przepraszam miałam trudny okres. Przyjadę za jakiś czas mamusiu, tydzień, dwa? Wtedy dowiesz się o mnie wszystkiego. Jest tata?-pytam rozglądając się po przedpokoju.
-Dziś prowadzi numer kochanie, niestety nie trafiłaś z czasem. Napisz e-maila jak dojedziesz proszę, kocham Cię ponad wszystko skarbie.-całuje mnie w policzek a ja kieruje się w stronę lotniska, jest tak dobrze. Nigdy nie było lepiej.
Samolot po spokojnym locie ląduje na podlondyńskim Luton, podróż do północnego Londynu zajmie mi mniej więcej tyle ile jemu mecz. Wsiadam do pierwszego lepszego busa i skupiam się na relaksie, po kilkudziesieciuminutach kierowca wysadza mnie prawie pod stadionem. Witam się z moim ulbionym ochoniarzem Ben'em, bez problemu wpuszcza mnie do tunelu pomeczowego, pierwsi opuszczają boisko ewidentnie źli piłkarze Chelsea, ich wyraz twarzy mógłby zabić każdego. Widzę pierwszych Kanonierów , Wojciech Szczęsny, Theo Walcott, następnie Mesut Ozil pokazujący mi znak telefonu, mam rozumieć, że musimy pogadać, rzuca się na szyję Maudy, która jest tak zakochana, że mnie nawet nie zauważyła. Pozostali piłkarze opuszczają szatnię, nawet boss już kieruje się do samochodu.. zaraz za cieniem puchówki Arsene'a widzę mimo prawdopodobnej wygranej nad lokalnymi rywalami przygnębionego Walijczyka.
-Aaron!-biegnę i rzucam mu się na szyję, uśmiech pojawia się na jego twarzy, wręcz euforia, całuje mnie i bierze na ręce.-
-Aniu! Nigdy już nigdzie Cię nie puszczę!-widzę, że mnie kocha, nie opieram się, może teraz jak jestem wolna będzie idealnie, kocham go bardzo, może wreszcie tak jak on tego oczekuje, kto wie.
____________________________________________________________________________
Przepraszam za opóźnienie, ale miałam dużo przygód, problemów, imprez, sprawdzianów, o kolejną część postaram się zdecydowanie szybciej. Jak poodba Wam się rozdział?
Co się dzieje z naszym Arsenalem? I ile można być kontuzjowanym Aaron?!



sobota, 1 marca 2014

Rozdział IV. Jeżeli kochasz naprawdę nigdy nie przestaniesz.

  

    Godzina 13.00, 11 październik, budzę się na kanapie w dobrze mi znanym, ale obcym mieszkaniu. Gospodarz podaje mi śniadanie składające się z espresso i jajecznicy, całuje mnie w czoło.
-Kocham Cię.
-Ja ciebie też.-odpowiadam, mówię prawdę, serio go kocham, nie tak jak on by tego oczekiwał, ale kocham go. Siada przy mnie i opowiada jak ważna jestem w jego życiu, wierzę, wiem to od kiedy mnie zobaczył, znam się na ludziach. Odkładam naczynia na stolik, całuje mnie, nie odmawiam, gładzi mnie po nogach dając znać jak bardzo mnie pożąda, ale z nim nie popełnię błędu, domyślam się jakie ten incydent miałby skutki.
-Kochanie spóźnisz się na trening.-mówię delikatnie odsuwając go od siebie. Nie odpowiada, uśmiecham się i całuje go, żeby nie poczuł, że go odrzucam. Zraz wychodzi ze swojego mieszkania, ja również mam zamiar gdzieś iść. Podświadomie czuję, że czegoś nie załatwiłam. Aaron jest cudowny, wydaje mi się, że kocha mnie najbardziej jak potrafi, ale moje serce załatwia pewne sprawy, rany na nogach się goją, a ja zmieniam się z dnia na dzień. Nie chce oszukać Aarona, gdy okażę się, że za kilak dni będę zupełnie inną osobą. Umiem się zmieniać i w ciągu ostatnich sześciu alt robiłam to tyle razy. Nie potrafiłam jedynie zdobyć jednej cechy, z którą świat byłby mój. Ubieram się w sukienkę eksponującą naprawdę ładne nogi i maluje się starannie jak na spotkanie z naprawdę ważną dla mnie osobą. Wychodzę z domu do parku, w którym zawsze przebywał mój były ukochany będąc na wakacjach w Londynie. Kieruję się w miejsce, które zawsze mi opisywał, stoję podziwiając piękno bezdeszczowego, jesiennego dnia w stolicy Anglii. Dziś są jego urodziny, 6 rocznica tamtych urodzin. Ciekawe z kim teraz jest, jak wygląda jego życie. Stęskniłam się za jego dotykiem. Słyszę, że chodzą za mną ludzie, ktoś podchodzi naprawdę blisko mnie, nie przerywam rozmyślań do momentu, w którym czuję dużą rękę na swoim biodrze. Nie wierzę, naprawdę nie ufam swoim oczom. Widzę jego, tak bardzo przystojnego, ale wizualnie tak innego.
-Co ty tu robisz?-pytam tak spokojnie potrafiąc zatuszować bicie serca.
-Moja mama teraz tu mieszka, odwiedzam ją.-odpowiada żywszym, ale też dość cichym głosem.-Jesteś wielką niespodzianką, tęskniłem.-kłamie kładąc drugą rękę na moim biodrze.-Jak ci się układa?-nienawidzę tego pytania z jego ust, zawsze było takie olewające mnie, zawsze wiedziałam, że ma mnie w dupie jak to mówił.
-Idealnie, a Tobie?-troszkę przesadzam, celowo.
-Studiuję ekonomię-odpowiada zaciskając ręce w mojej talii jeszcze mocniej.
-Jak układa ci się z Weroniką, czy tam Julią?-naprawdę robię to z grzeczności.
-Weronika wyszła za mąż za Michała, a Julia wyjechała do Madrytu. Nikogo nie mam, tak naprawdę nigdy nie byłem w związku.-taka prawda.
-Faktycznie, wolałeś łamać serca.-mruknęłam tak poważnym tonem.
-Pamiętasz moje urodziny kilka lat temu? Podnosiłem cię jak w Titanic’u, później mnie pocałowałaś.-serce stanęło mi w bezruchu, pamiętasz to.
-Dobrą masz pamięć.-szepczę beznamiętnie.
-Wiesz, że tak naprawdę zawsze cię kochałem? Wtedy kiedy nam się nie układało to była moja wina. Robiłem to ze strachu, żeby się nie zakochać. Zawsze bawiłem się dziewczynami, nie zauważyłeś, że tobą nie mogłem? .
-Zawsze byłam pewna, że kochałeś tylko Julię. Obrabiałeś jej dupę na prawo i lewo, ale wracałeś do niej jak tylko pstryknęła paluszkiem.
-Jebana księżniczka.-powiedział ze szczerą złością i nienawiścią, nie chciałam wnikać co tam się stało.
-Tyle kłamałeś.-wzdycham wdychając powietrze, czuje jego zapach. Przesuwa się i patrzy mi prosto w oczy, po raz pierwszy odkąd rozmawiamy.-Nigdy cię nie okłamałem.
-Wiesz jak bolało to, że miałeś mnie w dupie tyle razy, nie odpisywałeś na wiadomości, które były dla mnie tak ważne.-to było chyba  najgorsze w całej naszej znajomości.
-A ty byłaś w porządku? Zawsze grałaś.-syczy, pierwszy raz jest tak szczery.
-Ty okazywałeś?-pytam, bo nie przypominam sobie takiej sytuacji.-Kręciłeś się wokół moich przyjaciółek macając je w każdej okazji. Powiedz tak szczerze z kim kurwa mać teraz kręcisz?! Nie uwierzę ci, że z nikim, rozumiesz, nienawidzę twojego charakteru. Wszystko przeżyliśmy razem, wszystko, pierwszy pocałunek, pierwszy raz, wszystko co jest ważne w sferze miłosnej, a tak naprawdę zawsze miałeś mnie w dupie i nie mam ci tego za złe. Mam ci za złe to, że tak kłamałeś, raz byłam wszystkim raz niczym, w porządku?
-Mam ci za złe, że znamy się tyle lat, a tak naprawdę ciągle nie wiem jaka jesteś, nigdy się nie odsłoniłaś, byłaś tak niemiła, patrzyłaś na mnie z góry, nigdy nie umiałaś zachowywać się przy mnie tak jak przy innych, zakochałem się w tobie jak patrzyłem na ciebie gdy tego nie widziałaś. Jesteś niesamowicie piękna, cudowna, jedyna, moja, ja tobie to mówiłem.-całuje mnie, nie potrafię się oprzeć, jest naprawdę pociągający. Zakochałam się w nim w momencie kiedy go zobaczyłam, jakby niepojęte.-Czekałem tylko na wskazówkę, że nie odrzucisz mnie, bo odrzucenie zniszczyłoby całego mnie. Teraz wydoroślałem i jestem gotowy okazać co tak naprawdę czuję i nie zmieniać zdania, być stałym.
Bierze mnie na ręce i mówi jak bardzo kocha, nigdy nie całował mnie tak, w ten sposób, taki zmysłowy i nieziemski, patrzy się tak inaczej niż zawsze, prowadzi mnie do swojego domu. Kładzie na łóżku i całuje dalej nie robi nic poza pocałunkami i słowami, tym razem tak prawdziwymi. Wiem co kombinujesz kochanie, nikt nie zna ciebie lepiej ode mnie. Czekasz na mój krok i każda sekunda to tak naprawdę cios w twoje serce, wiem to doskonale. Nie wytrzymasz i sam zrobisz pierwszy krok, nie jesteś cierpliwy. Zdejmuje ze mnie bluzkę, wiedziałam. To dla niego taka ujma, nie daje tego po sobie poznać, ale tyle lat praktyki, kochanie wiem co myślisz. Czuje to nawet jak się ze mną kochasz, teraz jest inaczej niż za pierwszym razem, chcesz być tak bardzo śmiały i doświadczony, ale nie ze mną te numery. Wyznałeś mi dziś miłość już tyle razy i wiem, że się przede mną otworzyłeś, mam cię w garści i mogę cię zniszczyć, ale nie zrobię tego, bo kocham cię całym sercem, a ja od miłości nigdy się nie uwolnię. Czuję jak mnie dotykasz, Boże jesteś tak cudowny, lepszy niż za pierwszym razem.



-Dzień dobry, kochanie!-czuję miłosny pocałunek na czole.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dość szybko pojawił się nowy epizod, na kolejnhy mam już pomysł, ale myślę, że nie opublikuję go wcześniej, niż za dwa tygodnie.
Poznałyście przeszłość Ani i K., trochę sposobu bycia obojga, piszcie co o tym sądzicie. 
Zachęcam do komentowania i czytania!