niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział VII. Naucz mnie kochać, a będę Twoja na zawsze.

Wracam do domu, siedzi na kanapie przy zgaszonym świetle, na mój widok nawet nie podnosi wzroku.
-Aaron.-przerywam to milczenie.-Przeszłość była dla mnie trudna, sądzę, że nie poradziłam sobie z tym co było jeszcze do końca i mimo ostatecznego pożegnania z tym co było, nie zatrzymałam jeszcze tych wahań. Kształtuję się na nowo, ciągle uczę się kochać. Kiedyś było inaczej, kochać-na zabój, cierpieć-przez miłość, nie było innej opcji, wszystko było czarne lub białe, teraz wiem, że tak nie jest. Do uczucia musisz się przekonać żeby było silne. Niedojrzałe miłości mogą trwać lata jednak z dnia na dzień prysną jak bańska mydlana. Ale wiesz co? Wierzę i dzięki temu myślę, że uda się to wszystko przezwyciężyć. Kocham cię tak spokojnie. Nie potrafiłam istnieć, bo żyłam przeszłością, to się zmieni, daj mi czas, przysięgam.-dotykam swoją delikatną ręką jego twarzy, staram się rozpalić zmysły. -Proszę powiedz jedno słowo, chcę wiedzieć czy się ze mną zgadzasz.-karze mnie najsurowiej jak potrafi, całuję go, ale to nic nie zmienia. Wtulona w jego tors zasypiam nic nie czując. 
Budząc się widzę jedynie przesuwające się krajobrazy, siedzę na fotelu samochodu, który prowadzi Ramsey.-Dzień dobry, kochanie.-mówię zaspanym głosem nie słysząc odpowiedzi. Jedziemy wybrzeżem, nie mam pojęcia gdzie jesteśmy, ale na zegarze wybiła właśnie 15.00, Aaron nagle zatrzymuje się, stoimy przed dużym, drewnianym domem. Wychodzi z samochodu i otwiera mi drzwi, gdy wysiadam bierze mnie na ręce. Z posesji wychodzi dojrzałe, uśmiechnięte małżeństwo oraz młody mężczyna. Pierwszy raz od dawna słyszę głos Aarona:
-Mamo, tato, Josh, to jest Anna, moja miłość.-państwo Ramsey i młodszy brat Aarona (tak się domyślam) uśmiechają się do mnie i podają mi dłonie. Mama Walijczyka wydaje rozkaz rozłożenia małej walizeczki, którą z samochodu wyjął piłkarz oraz przygotowania się do obiadu, który ma być na stole za pół godziny. Mój brunet niesie mnie na rękach na górę, dopiero teraz zaczynam czuć bunt i gniew, ale i ciekawość. 
-Dziękuję, że przygotowałeś mnie na to spotkanie, skarbie.-mówię z nutą złości posadzona na fotelu.
-Zobaczysz, wszystko teraz będzie lepiej.-całuje mnie i wbrew mojej woli zdejmuje ze mnie bluzkę. Po chwili jednak przestaję protestować, a mój kochanek zrywa ze mnie resztę ubrań. W sumie seks na zgodę nigdy nie jest złym pomysłem. Nakładając bluzkę słyszę głos pani Ramsey wołającej nas na posiłek, Aaron składa ostatni pocalunek na moich ustach po czym oboje schodzimy na dół. Pani Marlene Ramsey jest bardzo elegancką i serdeczną panią domu, natomiast pan Kevin Ramsey jest typowym mężczyzną utrzymującym rodzinę, zapracowany, lecz uśmiechnięty. Joshua to jeszcze uczący się nastolatek nienawidzący piłki nożnej, swjego rodzaju buntownik. Wszyscy mimo to są tak niesamowicie serdeczni dla mnie.
-Jakie masz plany na przyszłość?-pyta z serdecznym uśmiechem Marlene podając mi sałatkę.
-Za rok będę składać papiery na medycynę, chcę zostać lekarzem w Arsenalu. Pan Wenger powiedział, że po znajomości przyjmie mnie już za rok, także jak narazie wszystko układa się po mojej myśli.
-Skąd dokładniej pochodzisz jeśli mogę spytać?-wtrąca się Kevin.
-Z Krakowa.-odpowiadam z uśmiechem na twrzy widząc zaintweresowanie taty mojej miłości. Wszystko wydaje się tak idealne, staram się czerpać to najbardziej jak mogę. Pamiętam chwile z K, powiedział kiedyś, żebym starała się wykorzystać moje szczęście najbardziej jak potrafię, bo kiedyś będe gotowa oddać wszystko żeby ta chwila się powtórzyła. Taka prawda. Ból zmienia ludzi, Boże, po co komu był ten epizod. Tyle bólu, tyle łez, taka zmiana. Niektórzy mówią, że oczy muszą zostać umyte łzami, aby znów widzieć. Serce musi być odświeżone miłością by znów kochać?
Do naszego pokoju wracamy ledwo przed północą. Już wiem jaką szansę dostałam, straciłam każdą cechę, aby znów wszystko ukształtować, według upodobań, jak tylko zechcę. Dobrze, że nie wiesz co myślę i co czuję, bo pękłoby ci serce. Ten dystans boli tak strasznie, czuję właśnie pocałunek na swoich ustach, kurwa jest tak pusty.
-Aaron stawiam cię przed strasznie trudnym zadaniem, jeżeli uda ci się je spełnić będę cała twoja na zawsze.-dotykam jego klatki piersiowej, ramion, dotykam rąk.\
-Przed jakim?-pyta zamyślony patrząc w moje oczy.
-Naucz mnie kochać, proszę tylko o to. Jak? Pokochaj mnie tak, że to zrozumiem.-kładę się do łóżka, czuję jego objęcie.
Kolejnego ranka budzę się już w samochodzie prowadzonym przez Walijczyka/
-Nigdy na nikogo tak nie patrzyłem, nigdy z nikim tak nie rozmawiałem, nigdy nikogo tak nie dotykałem, nie wiem o co chodzi, ale zaczynam się uzależniać, powiedz coś, powiedz, że kochasz mnie.
-Daj mi czas, tylko o to proszę. Rozmawiajmy normalnie, Aaron zakończmy ten stan, nie jesteśmy w filmie romantycznym, proszę, proszę. Jak spodobałam się Twoim rodzicom?-pytam budząc się całkowicie.
-Uznali, że jesteś nieprawdopodobnie piękna i bardzo sympatyczna.-uśmiecha się.-Aniu mam niedługo trening, mogę cię zostawić przed The Emirates?
-Nie ma sprawy, o której wracasz?
-Około 5.-mówi otwierając mi drzwi samochodu, całuje mnie na pożegnanie i idzie na stadion Kanonierów. Spokojnie zmierzając na przystanek metra dostaję sms'a od nieznanego numeru o treści 'Widzę Cię :*', rozglądam się dookoła, czuję czyjeś dłonie na talii.
-Robin!-widzę ucieszoną twarz Holendra.-Tak mnie przestraszyłeś, co tu robisz?-staram się nie rozpamiętywać dawnych zajść.
-Jutro Arsenal gra z Tottenhamem, chciałbym pokibicować Kogutom.-śmieje się patrząc na mój tatuaż w ksztalcie Armatki.-Aniu pójdźmy może na drinka do pub'u, porozmawiajmy jak ludzie, poznajmy się lepiej.-Dziś i tak nie mam nic do roboty, więc bez problemu udaję się ze 'zdrajcą' do baru.
______________________________________________________________________________
Przepraszam, że kazałam Wam tak długo czekać, ale długo nie było mnie w kraju. Został tu ktoś jeszcze? Jeżeli tak to komentujcie i oceniajcie, kolejny rozdział pojawi się zdecydowanie szybciej :)

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział VI.Czasem porażka konieczna jest by osiągnąć sukces.

     Budzisz mnie pocałunkiem, myślisz, że jest tak samo, jestem tą samą osobą, nic się nie wydarzyło. Wszystko się wydarzyło, zmieniło się. I nigdy już nie będzie takie same. Wstaje z łóżka i jem przygotowane przez ciebie śniadanie. Byłam taka sentymentalna, kochałam moje zauroczenie, byłam zakochana we wspomnieniach. Myślałam, że miłość jest najsiniejsza, że umie wygrać ze wszystkim i kiedyś zatriumfuje. Idziesz na trening, całuję cię w usta, udając uczucie takie jakim kiedyś dażyłam K. Nie jestem dobrym człowiekiem, który nie krzywdzi. Jestem wręcz złym człowiekiem, który umie krzywdzić tych, których kocha. Łamie swoje zasady, łamie prawdy życia. Kiedyś będzie lepiej, dojrzeje, zmienię poglądy, teraz jestem młoda i wolę żyć bez przekonań. Nie zamierzam juz wylewać łez przez facetów. Mam jeden przystojny problem-Aaron Ramsey. Facet, który kocha mnie ponad wszystko. Normalnie miałabym to gdzieś, ale jest tak dobry, tak fascynujący. Trochę udaję, a trochę nie umiem udawać. Udaję, że jest dla mnie taką miłością jaką był K, bo nie umiem udawać, że jest nikim. Pozwolił mi wyjechać niemając pojęcia o co chodzi, był zdezorientowany, ale zaufał mi i dał możliwość realizacji planów.
Czuję sie mimo wszystko, w tej chwilii, w tym momencie, w jego ramionach tak dobrze, bezpiecznie, szczęśliwie. Nawet gdy nie jestem z nim fizycznie, jak teraz, czuje, żę jest koło mnie i chroni mnie, dosłownie ciągle czuję jego ramiona na swoim ciele. Pytanie brzmi tylko ile wytrzymam, co Aniu, ile wytrzymasz? Nie znam siebie na tyle żeby przewidzieć co będzie.
Aaron dzwoni do mnie, słyszę odgłosy bawiących się w szatni mężczyzn po dobrym treningu, on nie uczestniczy w tym, dzwoni do mnie.
-Co się stało?-pytam, bo nie sądzę, że chce mi powiedzieć, że udał mu się trening.
-Dziś urodziny obchodzi Tomas, pójdziemy do niego na 20?-zostawia mi wybór.
-Jeżeli chcesz to oczywiście.-staram się dać tej relacji choć troszkę z siebie.
-Jesteś najlepsza.-rozłącza się. Kłamie. Krzywdzę go, wiem to. Aaron jest takim człowiekiem, który nie pokazuje, że cierpi, że go boli osobom, które kocha. Co ja czuje do niego, no Boże. Kocham go, ale nie całym sercem, nie szaleje z miłości. Może już nie umiem. Ale przecież właśnie kto umarł z miłości dopiero nauczył się kochać. Jeżeli tak wygląda prawdziwa miłość to jest jak lizanie loda przez papierek. Obsesją było to co czułam wcześniej do Krzyśka, ale czerpałam wszystkim co mogłam. Brałam uczucia garściami, teraz je tylko dotykam. Może on, Aaron nie jest tym jedynym. Tylko w takim razie kto nim jest. Aaron jest idealny, przystojny, kochający, dobry. No czego chcieć więcej. Krzysztof był draniem to bylo w nim najbardziej pociągające. Każdy mężczyzna ma w sobie trochę drania, trzeba w nim to odkryć, dobro można odkryć, zło można zamazać. Da się jeżeli chcemy. Nauczyłam się właśnie, że jedynym ograniczeniem jest niebo, jestem w stanie zrobić wszystko, nikt nie może mnie zatrzymać, wystarczy uwierzyć. Nauczyłam się, że ostatecznie wszystko będzie dobrze, jeżeli na końcu jest źle, to nie jest to jeszcze koniec. Zawsze może być gorzej, jeżeli nie może być gorzej, może być tylko lepiej. Opanowałam już dużo, tylko ciągle nie mogę zrozumieć czemu wszystko czego dotykam umiera. Jest we mnie coś, coś co muszę zmienieć. Jestem piękna, mam klasę, mam ciało, na pierwszy rzut oka czuje do mnie coś każdy, ale czar mija. Od zawsze tak było, od zawsze. Może Aaron jeszcze nie odkrył tego diabła we mnie? Pewnie zabolałoby gdyby on też sie ode mnie odwrócił.
     Ubrana w chabrową suknię, ze starannym makijażem, pachnąca drogimi perfumami łapię za dłoń Aarona, wchodzimy do lokalu ludzi, na oko jest ze 30 osób, zajmujemy stolik razem z Mandy i Mesutem. Rozmawiamy, a chłopcy piją duże dawki alkoholu (jutro nie ma treningu). Około północy Mandy odwozi ledwo żywych chłopaków do domu, potraktowali urodziny kolegi jako odprężenie, które naprawdę im się należy. Siadam przy barku sącząc najlepszy alkohol pod słońcem, mianowicie Malibu. Boże ten smak kojarzy mi się z cudownym życiem w odległej przeszłości, gdy byłam tak kurewsko szczęśliwa, miałam wszystko, ale nie potrafiłam tego docenić. Pieniądze, miłość, przyjaciele, rodzina, wszystko było w stanie 10/10. Zaczęło się psuć, aż się zjebało. Aż się skończyło. Jeden, drugi, trzeci drink przeszłości, powoli zaczynam tracić zdrowy rozsądek. Dostaję smsa od narzeczonej Mesuta, że została w domu. Żeganm się z państwem Vermaelen i wychodzę z lokalu. Czuję taką wolność, poczucie trwającego marzenia. Mieszkam w Londynie, za rok zaczynam studia, jestem piękna, świat stoi przede mną otworem, naprawdę, nie żartuję. Idę nie czując ogarniczeń nad Tamizę, muszę pomyśleć o wszystkim co było, jest i co będzie. Wszystko chcę dokładnie przeanalizować. Błędy, które popełniłam, te które popełniam i które będę popełniać. Siadam na zimnym, listopadowym piasku czując podmuchu nieprzyjemnego wiatru. Wcale mi to nie przeszkadza. Czuję dotyk w ramię, znajoma twarz, nawet bardzo znajoma, to zwidy? Nie, mogę wypić wszystkie wódki świata, a jego poznam zawsze. Robin van Persie, kolejny mężczyzna z przeszłości. Tym razem idol. Smak Malibu przypominał mi też jego gole, jego gesty, jego słowa, ból po jego odejściu.
-Nie zimno tu tak?-okrywa moje ramiona, kurtką.
-O co kurwa chodzi?!-wymyka mi się polskie przekleństwo, jestem pewna, żę zrozumiałe dla każdego. Uśmiecha się w swój spsosób.
-Zajęła pani moje miejsce, widzi pani ten blok?-pokazuje na apartamentowiec koło rzeki.-Mieszkam tu zawsze, każdej nocy, którą spędzam w Londynie częściowo spędzam tu.-Ciarki, dreszcze, zimne poty, gorąca od marzeń głowa, tak naprawdę sama nie wiem co czuję, chyba już nie żyje, lub śpię.-Dobra żartuje, widziałem cię na urodzinach Tomasa, przyjaźnimy się. Jesteś z Aaronem?
-Tak.-byłam pewna, że widziałam go gdzieś w tłumie ludzi na tych urodzinach!
-Wiem, że mnie nienawidzisz, rozumiem ciebie i innych, nawet nie wiesz jak kurewsko tego żałuje. Nie będę udawać, gdybym kochał ponad wszystko, nie odszedłbym. Nie rozumiesz tego, wiem, ale trochę empatii, żyłem w piekle, myślałem, że Czerwone Diabły odmienią to co mam, byłem takim idiotą. Zrobiło się tylko gorzej.-mówi patrząc w wodę.
-I co? Mam teraz rzucić ci się na szyję? Nic to dla mnie nie zmienia. Tłumaczyłeś się, że jesteś piłkarzem dla nas, więc jako kogo mam cię traktować? Nie znam cię człowieku, traktuję cię jako piłkarza-zdrajcę, nic tego nie zmieni, bo nie masz honoru, rozumiesz. Gdyby to chodziło o to o czym mówisz grałbyś teraz w Juventusie, lub Barcelonie. Jesteś geniuszem, chcieli cię.-nie udaję melancholijnego nastroju, spieprzył sprawę.
-Wiedziałem, że to będzie najgorsze, wiesz. Wiedziałem, że spotkam osobę jak Ty, której mimo chęci nie przeszczekam. Zrozum, życie nie jest tylko białe i czarne, kolory da się mieszczać, tak jak wszystko inne.
-Masz rację. Tylko jesteś hipokrytą, wiesz? Skoro jesteś i piłkarzem i człowiekiem, to czemu nie pokazałeś nic z twojej ludzkości-honoru, empatii?-nie odpowiada patrzy na mnie zamurowany.-Przepraszam, nie powinnam się tak do ciebie zwracać, nawet się nie znamy. Pójdę po prostu, bo nie działasz na mnie kojąco.-oddaje mu kurtkę i zaczynam odchodzić.
-Poczekaj, proszę. Chcę tylko żebyś wiedziała, że nikt nigdy nie pozostawił we mnie tyle moralnego burdelu co ty.-uśmiecham sie zwycięzko jako Kanonierka z krwi i kości.-Ale nic to nie zmieniło, wiesz dlaczego odszedłem? Chciałem popracować jeden sezon i mieć mistrzostwo. Nie lepiej osiągnąć coś niesamowitego wykładająć 50% z siebie, niż wypruwać z siebie żyły i nic nie osiągnąć? Trzeba mieć spryt, nie gorącą głowę marzyciela.-pokonałam go, więc wyciągnął broń poniżej pasa, musiał się zrewanżować póki ma okazję.
-Jesteś takim hipokrytą, a nie rozumeisz, że nie cofniesz przeszłości. Już coś powiedziałeś, nie wyczułeś mnie, widzisz jesteś słabszy, musiałeś się cofnąć, ale nic to nie dało, to nie możliwe.-mówię najspokojniej jak umiem, tym go rozwcieczam.
-Czasem porażka potrzebna jest do sukcesu. Takim właśnie sposobem nie masz pojęcia kim jestem i co myślę.- biorę do ust oddech i mam ochotę wykrzyczeć mu na cały Londyn, że jest najgorszy, że go nienawidzę, przykłada swoje usta do moich i całuje. Nie potrafię się oprzeć. Zobaczysz, zobaczysz, że jeszcze się zrewanżuje panie van Persie. Uderzam go w twarz i odchodzę, słyszę tylko 'wygrałem' w oddali. To nie tak.
_________________________________________________________________________________
Przepraszam za malutkie opóźnienie, ale mam ciężki okres, myślę, że kolejny rozdział pojwi się za blisko 3-4 tygodnie. Dziękuję wszystkim za przeczytanie i zachęcam do komentowania.
Komu kibicujecie w Champions League?

sobota, 29 marca 2014

Rozdział V. Nie wiem czy bardziej skrzywdziłam Ciebie, czy tę sukę.

     -Aaron, to dało mi zbyt wiele do myślenia przepraszam.-spokojnie gładzi mnie po twarzy.
-Jestem za słaby? Co mam w sobie złego?-pytam się starając się opanować nerwy.
-Nic. Właśnie dlatego nie mogę Cię skrzywdzić.-stara się zabrzmieć głęboko, jednak naprawdę jej to nie wychodzi. Tandetne wytłumaczenie.
-Traktujesz mnie jak idiotę, który poleci na inteligentne zdania. Powiedz, że mnie nie kochasz i odejdź.-daję prosty rozkaz, nie umiem inaczej.
-To tak nie działa Aaron. Podjęłam już decyzję, wrócę, kiedy uznam to za stosowne. Kocham cię.-jest pewna siebie, całuje mnie po ustach, bierze walizkę i wyjeżdża załatwić swoje sprawy, może już nigdy jej nie zobaczę, to jest najgorszą perspektywa. Może wróci z jakimś przystojnym chłopakiem i poprosi mnie żebym jako jej przyjaciel był świadkiem na ich ślubie. Nie wiem tak naprawdę co ona w sobie ma takiego, jest ładna, zdecydowana, nie jest przesadnie dobra, jest inteligenta, pewna siebie, czasem cyniczna, umie słuchać, chyba z łatwością rani ludzi, nie leci na kasę i sławę, jest uparta. Teraz, w tym momencie wierzę, że nic nie stało się przez przypadek, że poznałem ją, bo ktoś wyżej ode mnie tego chciał. Jesteśmy przeznaczeni dla siebie, zawsze nasze drogi się złączą, musi tak być, nie mogę myśleć negatywnie, wróci sama i z większą miłością do mnie.
     Jestem pewna, że tu jesteś, rozumiesz, nie mam pojęcia o twoim obecnym stanie, ale wiem, że musisz tu być. Przez tyle lat studiowałam każde twoje słowo, chciałam cię rozgryźć, poznać lepiej niż Ty znasz samego siebie. Pytanie gdzie teraz jesteś jest dla mnie banalne. Pukam do drzwi, po chwili otwierasz, widzę tę niepewność kochanie. Na pierwszy rzut oka mnie nie poznajesz, ale zaraz się reflektujesz.
-Ania?!-jest zdziwiony moją przemianą, nigdy nie byłam brzydka, ale teraz wyglądam o 100% lepiej niż niespełna rok temu, kiedy ostatnio miał okazję rozdzierać moje serce. Nic się nie zmieniłeś...-Co tu robisz kochanie?-pyta kładąc swoje ręce na moich biodrach, skąd ja to znam.
-Stęskniłam się.-wtulam nos w jego klatkę piersiową, naprawdę mi tego brakowało tak bardzo. Siada na kanapie, rozkładam się na jego kolanach wtulona w mięśnie.
-Studiuję prawo, mieszkam teraz w mieszkaniu mamy. Jak w ogóle tu trafiłaś?-głaszcze mnie po plecach.
-Znam cię bardzo dobrze. Pracuje w Londynie, w przyszłym roku zaczynam studia medyczne.-patrzę mu teraz prosto w oczy, tak mocno bije mi serce.-Jesteś z Julią? Czy z Weroniką, a może z Natalią?
-Mam kontakt z Julią tylko, właściwie jesteśmy razem. Ciągle się przyjaźnicie?-uśmiecha się do mnie tak pięknie.
-Nigdy się nie przyjaźniłyśmy, tylko razem piłyśmy, paliiłyśmy, macałyśmy się, lizałyśmy i tak dalej na imprezach. Nic więcej.-taka prawda, dużo przeżyłam z Julią, ale nie wykraczało nigdy to poza zwykłe 'yolo' nastolatek. Jest kurewsko fałyszywa. Odbierała mi go, zawsze gdy widziała, lub mówiłam jej po 10 szklankach malibu, że jest idealnie wpierdalała się pomiędzy mnie i jego i wszustko się waliło. Nienawidziłam jej. 14.30, podejrzewałam, że nie mam zbyt dużo czasu.-Gdzie jest teraz Julia?
-Praktycznie się minęłyście, Julka pojechała na zajęcia, wróci około 16.-mówi wpatrując się we mnie, ciągle do końca mnie nie poznaje.
-Chciałabym ją jeszcze zobaczyć, może jutro wrócę do Londynu.-uśmiecham się patrząc mu prosto w zielone oczy.
-Jak ci tam jest malutka?-pyta gładząc mnie po policzku, ciągle siedzę na jego umięśnionych nogach.
-Idealnie, naprawdę nie wyobrażałam sobie lepszego życia, jestem szczęśliwa.-celowo wszystko idealizuje.
-Cieszę się kochanie, ale wiesz muszę się położyć, bo wczoraj na meczu nadwyrężyłem kręgosłup.-ma dyskopatię od kiedy pamiętam, kładzie się na kanapie, kładę się przy nim.
-Ciągle grasz?
-Tak, nigdy z tym nie zerwę, niedługo będę chciał przenieść się do Ameryki, może tam uda mi się wybić.-zawsze mówi o koszykówce z taką miłością, jestem chyba jedyną dziewczyną, która go w pełni rozumie, czuję to samo do piłki nożnej.
-Wiem, kochanie wiem jak to kochasz, życzę ci jak najlepiej, dla mnie zawsze będziesz cudotwórcą w koszu.-czuję muśnięcie na szyi, wiedziałam, że się nie powstrzymasz, znam cię tak dobrze.
-Zawsze bylaś moim numerem jeden, tylko zbyt trudnym.-szepcze całując mnie tak namiętnie. Dam mu to czego chce, moje ciało jest teraz jego. Zdejmuje ze mnie ubranie, całuje i kocha najlepiej jak potrafi. Ktoś wchodzi do domu, jesteś zbyt zajęty nie słyszysz tego, po chwili wchodzi do pokoju, w tym najlepszym momencie. Orientujesz się dopiero po chwili, to Julia, patrzy się jak mnie kochasz, łzy bezwładnie wypływają jej strumieniami z oczu.
-Dam ci sznase, tylko powiedz tej szmacie żeby spierdalała.-mówi, cała się telepie i szlocha. Mój kochanek patrzy wzrokiem na mnie i na nią, ma prosty wybór, bez wahania wybiera mnie, Julia przeżywa szok, chyba nigdy jej coś tak nie zabolało. Wychodzi z domu, nie bierze swoich rzeczy, mówi, że nie wróci po nie. Na pożegnanie strzela go w twarz, a na mnie spogląda tylko spojrzeniem mówiącym 'i ty Brutusie przeciwko mnie'.
-Wiedziałem, że ona nigdy nie wybaczy zdrady, ale dla ciebie zrobiłbym wszystko Aniu. Jesteś dziewczyną mojego życia.
-Krzysiu, mam samolot za dwie godziny. Muszę lecieć, bo mój chopak ma ważny mecz dziś. Love, love, love.-mężczyzna blednie, otwiera usta a oczy powiększają mu  się trzy razy, nie wierzy w to co słyszy.-Może wrócę za jakieś pół roku, czekaj tu, jesteś najlepszy, love.-łzy zaczynają lecieć mu z oczu, nie panuje nad tym, wpada w histerię w środku. Bez uczuć wychodzę z jego domu, wiem, że wygrałam, zniszczyłam wszystko co miał, rozwaliłam jego uczucia, tak jak on zrobil to ze mną. Krzysiu, jesteśmy kwita.
Nie wiem czy bardziej dumna jestem, że zniszczyłam jego czy tę sukę. Od zawsze umieli mi zatruć życie, była dla niego kurwą, szmatą, popierdoloną idiotką, jebaną księżnniczką, deską, pośmiewiskiem, ale zawsze na każde jego pstryknięcie wracała, tak jak on na jej. Odrywam się od tego co było, żyję szczęśliwym życiem, w którym nie ma miejscu na destrukcyjne znajomości. Piekło na ziemi się skończyło, kiedyś myśłałam, że umarłam i jestem w piekle, teraz będzie już tylko niebo, rany w środku już są zagojone, nie mam blizn, blizny na ciele pozostaną niestety na zawsze.. Nieważne, to będzie pamiątka po chłopaku i suce, których zniszczyłam.
Zatrzymuje się przy białym domu z czerwoną dachówką, pukam, otwiera mi zadbana pięćdziesięciolatka, którą kocham ponad życie.
-Mamusia!-krzyczę rzucając się kobiecie na szyję. Brunetka promminieje na mój widok.
-Kochanie, czemu nie dajesz znaku życia?! Kiedy wracasz?! co u Ciebie?!-pyta ciurkiem zaskoczona moim widokiem.
-Tak się składa, że za półtorej godziny mam samolot, przepraszam miałam trudny okres. Przyjadę za jakiś czas mamusiu, tydzień, dwa? Wtedy dowiesz się o mnie wszystkiego. Jest tata?-pytam rozglądając się po przedpokoju.
-Dziś prowadzi numer kochanie, niestety nie trafiłaś z czasem. Napisz e-maila jak dojedziesz proszę, kocham Cię ponad wszystko skarbie.-całuje mnie w policzek a ja kieruje się w stronę lotniska, jest tak dobrze. Nigdy nie było lepiej.
Samolot po spokojnym locie ląduje na podlondyńskim Luton, podróż do północnego Londynu zajmie mi mniej więcej tyle ile jemu mecz. Wsiadam do pierwszego lepszego busa i skupiam się na relaksie, po kilkudziesieciuminutach kierowca wysadza mnie prawie pod stadionem. Witam się z moim ulbionym ochoniarzem Ben'em, bez problemu wpuszcza mnie do tunelu pomeczowego, pierwsi opuszczają boisko ewidentnie źli piłkarze Chelsea, ich wyraz twarzy mógłby zabić każdego. Widzę pierwszych Kanonierów , Wojciech Szczęsny, Theo Walcott, następnie Mesut Ozil pokazujący mi znak telefonu, mam rozumieć, że musimy pogadać, rzuca się na szyję Maudy, która jest tak zakochana, że mnie nawet nie zauważyła. Pozostali piłkarze opuszczają szatnię, nawet boss już kieruje się do samochodu.. zaraz za cieniem puchówki Arsene'a widzę mimo prawdopodobnej wygranej nad lokalnymi rywalami przygnębionego Walijczyka.
-Aaron!-biegnę i rzucam mu się na szyję, uśmiech pojawia się na jego twarzy, wręcz euforia, całuje mnie i bierze na ręce.-
-Aniu! Nigdy już nigdzie Cię nie puszczę!-widzę, że mnie kocha, nie opieram się, może teraz jak jestem wolna będzie idealnie, kocham go bardzo, może wreszcie tak jak on tego oczekuje, kto wie.
____________________________________________________________________________
Przepraszam za opóźnienie, ale miałam dużo przygód, problemów, imprez, sprawdzianów, o kolejną część postaram się zdecydowanie szybciej. Jak poodba Wam się rozdział?
Co się dzieje z naszym Arsenalem? I ile można być kontuzjowanym Aaron?!



sobota, 1 marca 2014

Rozdział IV. Jeżeli kochasz naprawdę nigdy nie przestaniesz.

  

    Godzina 13.00, 11 październik, budzę się na kanapie w dobrze mi znanym, ale obcym mieszkaniu. Gospodarz podaje mi śniadanie składające się z espresso i jajecznicy, całuje mnie w czoło.
-Kocham Cię.
-Ja ciebie też.-odpowiadam, mówię prawdę, serio go kocham, nie tak jak on by tego oczekiwał, ale kocham go. Siada przy mnie i opowiada jak ważna jestem w jego życiu, wierzę, wiem to od kiedy mnie zobaczył, znam się na ludziach. Odkładam naczynia na stolik, całuje mnie, nie odmawiam, gładzi mnie po nogach dając znać jak bardzo mnie pożąda, ale z nim nie popełnię błędu, domyślam się jakie ten incydent miałby skutki.
-Kochanie spóźnisz się na trening.-mówię delikatnie odsuwając go od siebie. Nie odpowiada, uśmiecham się i całuje go, żeby nie poczuł, że go odrzucam. Zraz wychodzi ze swojego mieszkania, ja również mam zamiar gdzieś iść. Podświadomie czuję, że czegoś nie załatwiłam. Aaron jest cudowny, wydaje mi się, że kocha mnie najbardziej jak potrafi, ale moje serce załatwia pewne sprawy, rany na nogach się goją, a ja zmieniam się z dnia na dzień. Nie chce oszukać Aarona, gdy okażę się, że za kilak dni będę zupełnie inną osobą. Umiem się zmieniać i w ciągu ostatnich sześciu alt robiłam to tyle razy. Nie potrafiłam jedynie zdobyć jednej cechy, z którą świat byłby mój. Ubieram się w sukienkę eksponującą naprawdę ładne nogi i maluje się starannie jak na spotkanie z naprawdę ważną dla mnie osobą. Wychodzę z domu do parku, w którym zawsze przebywał mój były ukochany będąc na wakacjach w Londynie. Kieruję się w miejsce, które zawsze mi opisywał, stoję podziwiając piękno bezdeszczowego, jesiennego dnia w stolicy Anglii. Dziś są jego urodziny, 6 rocznica tamtych urodzin. Ciekawe z kim teraz jest, jak wygląda jego życie. Stęskniłam się za jego dotykiem. Słyszę, że chodzą za mną ludzie, ktoś podchodzi naprawdę blisko mnie, nie przerywam rozmyślań do momentu, w którym czuję dużą rękę na swoim biodrze. Nie wierzę, naprawdę nie ufam swoim oczom. Widzę jego, tak bardzo przystojnego, ale wizualnie tak innego.
-Co ty tu robisz?-pytam tak spokojnie potrafiąc zatuszować bicie serca.
-Moja mama teraz tu mieszka, odwiedzam ją.-odpowiada żywszym, ale też dość cichym głosem.-Jesteś wielką niespodzianką, tęskniłem.-kłamie kładąc drugą rękę na moim biodrze.-Jak ci się układa?-nienawidzę tego pytania z jego ust, zawsze było takie olewające mnie, zawsze wiedziałam, że ma mnie w dupie jak to mówił.
-Idealnie, a Tobie?-troszkę przesadzam, celowo.
-Studiuję ekonomię-odpowiada zaciskając ręce w mojej talii jeszcze mocniej.
-Jak układa ci się z Weroniką, czy tam Julią?-naprawdę robię to z grzeczności.
-Weronika wyszła za mąż za Michała, a Julia wyjechała do Madrytu. Nikogo nie mam, tak naprawdę nigdy nie byłem w związku.-taka prawda.
-Faktycznie, wolałeś łamać serca.-mruknęłam tak poważnym tonem.
-Pamiętasz moje urodziny kilka lat temu? Podnosiłem cię jak w Titanic’u, później mnie pocałowałaś.-serce stanęło mi w bezruchu, pamiętasz to.
-Dobrą masz pamięć.-szepczę beznamiętnie.
-Wiesz, że tak naprawdę zawsze cię kochałem? Wtedy kiedy nam się nie układało to była moja wina. Robiłem to ze strachu, żeby się nie zakochać. Zawsze bawiłem się dziewczynami, nie zauważyłeś, że tobą nie mogłem? .
-Zawsze byłam pewna, że kochałeś tylko Julię. Obrabiałeś jej dupę na prawo i lewo, ale wracałeś do niej jak tylko pstryknęła paluszkiem.
-Jebana księżniczka.-powiedział ze szczerą złością i nienawiścią, nie chciałam wnikać co tam się stało.
-Tyle kłamałeś.-wzdycham wdychając powietrze, czuje jego zapach. Przesuwa się i patrzy mi prosto w oczy, po raz pierwszy odkąd rozmawiamy.-Nigdy cię nie okłamałem.
-Wiesz jak bolało to, że miałeś mnie w dupie tyle razy, nie odpisywałeś na wiadomości, które były dla mnie tak ważne.-to było chyba  najgorsze w całej naszej znajomości.
-A ty byłaś w porządku? Zawsze grałaś.-syczy, pierwszy raz jest tak szczery.
-Ty okazywałeś?-pytam, bo nie przypominam sobie takiej sytuacji.-Kręciłeś się wokół moich przyjaciółek macając je w każdej okazji. Powiedz tak szczerze z kim kurwa mać teraz kręcisz?! Nie uwierzę ci, że z nikim, rozumiesz, nienawidzę twojego charakteru. Wszystko przeżyliśmy razem, wszystko, pierwszy pocałunek, pierwszy raz, wszystko co jest ważne w sferze miłosnej, a tak naprawdę zawsze miałeś mnie w dupie i nie mam ci tego za złe. Mam ci za złe to, że tak kłamałeś, raz byłam wszystkim raz niczym, w porządku?
-Mam ci za złe, że znamy się tyle lat, a tak naprawdę ciągle nie wiem jaka jesteś, nigdy się nie odsłoniłaś, byłaś tak niemiła, patrzyłaś na mnie z góry, nigdy nie umiałaś zachowywać się przy mnie tak jak przy innych, zakochałem się w tobie jak patrzyłem na ciebie gdy tego nie widziałaś. Jesteś niesamowicie piękna, cudowna, jedyna, moja, ja tobie to mówiłem.-całuje mnie, nie potrafię się oprzeć, jest naprawdę pociągający. Zakochałam się w nim w momencie kiedy go zobaczyłam, jakby niepojęte.-Czekałem tylko na wskazówkę, że nie odrzucisz mnie, bo odrzucenie zniszczyłoby całego mnie. Teraz wydoroślałem i jestem gotowy okazać co tak naprawdę czuję i nie zmieniać zdania, być stałym.
Bierze mnie na ręce i mówi jak bardzo kocha, nigdy nie całował mnie tak, w ten sposób, taki zmysłowy i nieziemski, patrzy się tak inaczej niż zawsze, prowadzi mnie do swojego domu. Kładzie na łóżku i całuje dalej nie robi nic poza pocałunkami i słowami, tym razem tak prawdziwymi. Wiem co kombinujesz kochanie, nikt nie zna ciebie lepiej ode mnie. Czekasz na mój krok i każda sekunda to tak naprawdę cios w twoje serce, wiem to doskonale. Nie wytrzymasz i sam zrobisz pierwszy krok, nie jesteś cierpliwy. Zdejmuje ze mnie bluzkę, wiedziałam. To dla niego taka ujma, nie daje tego po sobie poznać, ale tyle lat praktyki, kochanie wiem co myślisz. Czuje to nawet jak się ze mną kochasz, teraz jest inaczej niż za pierwszym razem, chcesz być tak bardzo śmiały i doświadczony, ale nie ze mną te numery. Wyznałeś mi dziś miłość już tyle razy i wiem, że się przede mną otworzyłeś, mam cię w garści i mogę cię zniszczyć, ale nie zrobię tego, bo kocham cię całym sercem, a ja od miłości nigdy się nie uwolnię. Czuję jak mnie dotykasz, Boże jesteś tak cudowny, lepszy niż za pierwszym razem.



-Dzień dobry, kochanie!-czuję miłosny pocałunek na czole.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dość szybko pojawił się nowy epizod, na kolejnhy mam już pomysł, ale myślę, że nie opublikuję go wcześniej, niż za dwa tygodnie.
Poznałyście przeszłość Ani i K., trochę sposobu bycia obojga, piszcie co o tym sądzicie. 
Zachęcam do komentowania i czytania!

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział III. Pociąga mnie, bo tak trudno ją zdobyć.

  Już nigdy nie popełnię tego błędu, obiecałam to sobie. Nie odcięłam się od 3 najlepszych przyjaciół, od rodziny i miasta, w którym żyłam zawsze po nic. Nie powtórzę tego tutaj, w Londynie. Zmieniłam się tak bardzo, dawna Ania poszła w niepamięć, został tylko jeden nawyk, który mam na nogach. Nevermind. Kiedyś zadałam sobie pytanie czy warto zmieniać się dla ludzi. Odpowiedź zabrzmiała tak, zmieniam się co roku, na lepsze? Na bardziej przystosowaną osobę, byłam kiedyś tak dobrym człowiekiem. Naprawdę, przejmowałam się tym co czują ludzie tak bardzo! Aż pewien człowiek wykończył mnie. Byłam po tym w tak wielkiej depresji, wyszłam z niej zupełnie sama, dzięki temu zdałam sobie sprawę, że moje życie jest gówno warte, nie boję się swojej śmierci. Boję się jedynie jednego. Wibruje mój cienki telefon.
-Halo, Aniu przyjdziesz?-słyszę męski, delikatny szept.
-Po co?-wiem jaką odpowiedź chcę usłyszeć.
-Wiesz jak ważna dla mnie się stałaś, jesteś praktycznie wszystkim.-mówi ściszając ton jeszcze bardziej.
-To twoje życie, twoje wybory.-mówię dosyć obojętnym głosem.
-Aniu, wy jesteście tak różne, a ja się uzależniam od ciebie.-odpowiada, widzę w myślach jego łzy.
-Niepotrzebnie się pojawiłam.-rozłączam się, wyłączam telefon, usypiam.

  Biorę kilka łyków dobrej whiskey i wchodzę do kuchni, czyta gazetę, nie uśmiecha się widząc mnie. Podchodzę do niej, podnosi wzrok, obojętnie.
-Aaron, to już jutro.-zaczyna poważnym tonem.-Ja widzę.
-Co?-pytam naprawdę zdezorientowany.
-Widzę, że mnie nie kochasz, od naprawdę dawna. Nie przerywaj mi.-mówi widząc, że otwieram usta.-Jeżeli mam być szczera, moim zdaniem to też już nie istnieje. Długo czekałam na tę rozmowę i czuję się 2 kg lżejsza. Wyjeżdżam jutro, nie mam ci nic za złe. Musimy poinformować rodzinę, że ceremonii nie będzie. Zaraz zadzwonię do mojej mamy, żeby zadzwoniła do mojej części, ty zadzwoń do swojej i powiedz jej to samo. Aaron od roku wiedziałam, że to tak się skończy. Żegnaj, kochałam cię.-kończy, uśmiechając się i idąc do swojej sypialni.
Siadam na kanapie. Nie wierzę w to co się stało. Nie wiem nawet czy się cieszę, chyba tak. Ale troszkę zabolało. Dała mi kosza, cieszę się, chyba bardzo rzadko w takich sytuacjach to się zdarza. Czuję się szczęśliwy, wolny od niszczącego uczucia.
Kocham tak naprawdę jedną kobietę, kocham ją nieodwzajemnionym uczuciem, tak bardzo mnie pociąga, nie wiem nawet co w niej jest tak niezwykłego. Chyba to, że tak trudno ją mieć. Owinięcie kobiety wokół palca od czasu, gdy zniknął mi trądzik nie stanowiło absolutnie żadnego problemu. Uśmiech, puszczenie oczka, miłe słówko i mogłem mieć każdą. Nie wykorzystywałem tego daru-mając siedemnaście lat poznałem moje ex-wszystko, Colleen, piękną, blondwłosą blondynkę o dużych, kasztanowych oczach. Nigdy nie pomyślałem nawet o zdradzie, każda inna kobieta była dla mnie całkowicie aseksualna, nawet modelki z pokazu Victoria’s Secret. Teraz mam praktycznie identyczną sytuacje, tylko bardziej dorosłą, świadomą. Gdy oglądam telewizję i słyszę kobiecy głos o słowiańskim akcencie od razu moje myśli krążą wokół Anny, o której nie wiem nic poza tym, że jest Słowianką, ma na imię Anna i przyjaźni się z Mesutem. Ona wie o mnie wszystko, to co czuje, kim jestem. Wszystko, jestem pewien, że już doskonale rozszyfrowała jakim jestem człowiekiem, jest naprawdę inteligentna i dojrzała. Colleen kiedyś też mi się taka wydawała, tylko w ciągu ostatniego roku zrobiła się pustą koleżanką Lauren Neal, na dodatek z odrostami i brwiami od szklanki. Ale naprawdę pomyliłem się w tej sprawie, Colleen jest cholernie spostrzegawcza i odważna, tak wiele jej zawdzięczam. Przy jej boku stałem się piłkarzem światowej klasy, dojrzałem i dzięki niej jutro nie popełnię błędu życia. Biorę w ręce białą kartkę, na której piszę zwykłe dziękuję, zostawiam to pod jej pokojem, rozdział uważam za zamknięty.

    Czy mogę go kochać? Przepraszam, jest za dobry. Za dobry, żeby niszczył mnie, lub żebym ja niszczyła jego. W każdej sekundzie mówię sobie, że uwolniłam się od czarującego Krakowiaka. Jaka jest prawda? Gdy wejdę w nasze wiadomości z ‘dobrych’ czasów łzy lecą mi z oczu jak szalone. Ze zwykłej wiadomości dotyczącej związków chemicznych mógł zrobić coś takiego, że czułam się najważniejsza na świecie.
   -Anusiu, spróbujmy tak jak w Titanic’u!-mówi podnosząc drobną dziewczynę za ręce tak jak Leonardo Di Caprio podnosił Kate Winslett.-Kochanie mogę cię wziąć na ręce i nosić jak do ślubu? Nagrywajcie to!-podnosi ją i uśmiechnięty oświadcza wszystkim stronom świata jak ważna dla niego jest. Wszyscy patrzą się zazdrośnie na miłość.-Pocałuj mnie, proszę, to moje urodziny.-szepcze jej do ucha, gdy wszyscy już poszli. Ona się zgadza. Najlepszy moment w jej życiu. Tak myślała, tak naprawdę jest to najbardziej żałowana chwila. Wszystko się zmienia, staje się dla niego nikim. Uczucie kończy się w kolejnych kilku dniach, wygasa tak boleśnie jak pięknie się paliło.
Ma już inną, przytula się do niej tak jak do Ani, jest tak romantyczny, a ona tak samo zakochana. Ale to nie jest takie samo, to się różni bardzo. Czym? Delikatnością, czyli tym na czym polega miłość. Mijają miesiące, Ania czuje się nikim, powoli zapomina o tym co było, jest już tak blisko wygaśnięcia uczucia z jej strony. Podchodzi do niej, kładzie ręce na biodrach ‘kochanie’, ‘wyglądasz tak pięknie’. Nadzieja rodzi się na nowo, a on zapomina. Widzi jak kocha każdą-jej przyjaciółki, jej wrogów, znów na chwilę wraca do niej. Błędne koło, które łamie serce i powoduje, że ona nie umie już kochać. Nigdy go nie miała.

   Miał w sobie coś takiego, że kilkami sztuczkami rozkochiwał w sobie każdą dziewczynę. Wysłuchiwałam jaki cudowny jest, jak krzywdzi od przyjaciółek. Nikt nie wiedział co między nami było. Minęły lata, widzę jaką kurwą jest , ale nie przestanę go kochać. Przepraszam. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Króciutki, ale trochę zmieniający rozdział. Kolejny pojawi się już w przyszłym tygodniu! Piszcie co sądzicie o sytuacjach przedstawionych, o Ani, Colleen, Aaronie, tajemniczym chłopaku z Krakowa :)
Niestety muszę wspomnieć o wczorajszej porażce, bolała naprawdę, nie sądzę, że uda się odrobić strarty, ale nei tracę wiary. Nie przejujmy się, skupimy się na lidze i innych pucharach, COYG!

piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział II. Jest zbyt niezwykły, aby go nie odrzucić.

          -Kochanie odezwij się!-puka do toalety, w której siedzę.
-Daj spokój idź tańczyć, gorzej się poczułem.-mówię starając się zachować pozory trzeźwości, kończę zdanie kończąc butelkę Jack’a Daniels’a.
-Czekam na ciebie za 10 minut przy stoliku!-krzyczy zdecydowanym tonem i trzaska drzwiami łazienki. Problem nie jest w tym, że się upiłem, tylko w tym, że życie jest beznadziejne, przynajmniej moje życie. Otwieram drzwi łazienki i idę przemyć twarz wodą, jestem w stanie zachować pozór jedynie lekko wstawionego, bo nie wypiłem aż tak dużo. Idę do barku i biorę wodę z lodem, myśląc jak wytłumaczyć Colleen moją chwilę słabości idę do miejsca, w którym się umówiliśmy. Woda wypada mi z ręki, a ja wpadam na jakąś brunetkę z orlim nosem.
-Przepraszam najbardziej, to było zupełnie niechcący!-tłumaczę się wycierając jej sukienkę w talii serwetką leżąca na blacie baru.
-Wiem, że to było niechcący, ale następnym razem mógłby pan uważać!-krzyczy, aż nagle otwiera zdumione oczy.
-Aaron Ramsey?! Och Boże dziękuję za mistrzostwo! Ale nawet pan musi uważać, niezależnie nawet od ilości whisky wypitej przez pana.-mówi z ironicznym uśmiechem i ewidentnie zła na mnie odchodzi z miejsca zbrodni. Szczupła sylwetka kobiety oddala się z wielką gracją, a ja kieruję się w stronę stolika, przy którym siedzę z Colleen i Walcott’ami uważając na każdy mój ruch. Podchodzę do blondynki i szepcze jej do ucha, że musiałem się ogarnąć i wszystko jest dobrze starając się stworzyć pozór miłości. Nie kocham jej, nie chcę z nią być, muszę zmusić się do uczucia, bo nie zostawię jej przed ołtarzem samej, zbyt wiele dla mnie zrobiła.
          Siadam do stolika, w którym Mesut dyskutuję o czymś z Lukasem Podolskim, nie przerywają rozmowy, on stara się mi ufać. Oczywiście rozmawiają o całym życiu Ozila, czyli Mandy, chyba Mesut już wie, że nigdy jej nie zostawi nawet jak ona będzie go zdradzać w porządku dziennym. Popijam szampana, a do lokalu wchodzi właśnie ona – Mandy, policzkuje go na oczach wszystkich, a mnie wyzywa od najgorszych mówiąc, żebym odpierdoliła się od ich życia, po czym wybiega z imprezy, Niemiec najwyraźniej zadowolony z tego, że dziewczyna jednak go kocha wybiega za nią, gdy łapie ją gdzieś za drzwiami spokojnie tłumaczy wszystko, po czym klęka na kolanach i prosi o rękę. Mandy bez wahania zgadza się składając soczysty pocałunek na jego ustach. Wszyscy na raucie biją brawo narzeczonym, a Mesut bierze swoją wybrankę na ręce i prowadzi do stolika, przy którym wcześniej siedział ze mną i państwem Podolskimi. Piękna wybranka Niemca przeprasza mnie z całego serca wiedząc już kim jestem. Ja dając zachować im prywatność odchodzę do stolika i siadam przy barze, jak się za chwile okazuje – obok Aaron’a Ramsey’a.
-Przepraszam jeszcze raz.-mówi speszony Walijczyk gdy ja zamawiam drinka. Jako odpowiedz uśmiecham się nieśmiało. Ja wyjmuję telefon i widzę, że mam nieodebraną wiadomość od K. serce bije mi szybciej, czytam, że nie jest już z Anią, że ciągle o mnie myśli i tęskni. Rzucam najczęstsze polskie przekleństwo pod nosem i szybko popijam drinka chowając twarz pod długimi palcami z czerwonymi, długimi paznokciami. –Mogę jakoś pomóc?-pyta przysuwając się do mnie sąsiad.
-Nie, nie może pan. To moja sprawa, mój problem, ja wiem o co w nim chodzi, nie pan i nie zamierzam się panu z niego zwierzać, bo wbrew pozorom w ogóle pana nie znam.
-Wie pani kim jestem? Jestem Walijczykiem po 20, męczącym się z każdym dniem, z milionem dylematów w głowie. Nie wiem czy ma pani to ochotę słuchać, ale opowiem swoją historię. Za nieco ponad miesiąc-34 dni jest mój ślub, ślub z dziewczyną, którą znam od urodzenia, której tak wiele zawdzięczam i tak bardzo ją kochałem. Teraz nic do niej nie czuje, jest dla mnie przeszłością, nie mam z nią nawet o czym rozmawiać. Nie wiem czy ja jestem inny, czy ona. Wydorośleliśmy i nasz związek opiera się na wdzięczności. Ja nie wystawię jej, wezmę ją za żonę, bo nie jestem świnią, pewnie nie będę szczęśliwy, ale będę żyć w pozorach, a nie jako skurwysyn, który wystawił kobietę dla, której jest wszystkim i która kiedyś mu bardzo pomogła, która była dla niego wszystkim. Będziemy mieć dzieci i będziemy żyć w pozornej miłości, tak umrę i nie przeżyję tego życia tak jak tego pragnąłem.-skończył. Już go znam.
-Miło poznać.-odpowiedziałam szlochając wewnętrznie.-Nie umiem ci pomóc, sama w sobie mam zbyt wiele problemów. Nie opowiem ci o nich, bo nie zrozumiesz mnie i nie chcę. Nie idź za głosem serca, bo jest głupie.-mówię i idę w stronę stolika młodych narzeczonych. Żegnam się i idę do domu, zdejmuje szpilki i robię to co robiłam zawsze w takich sytuacjach, idę pod prysznic z dwoma przedmiotami mojego ukojenia. Nie robię tego tylko by ulżyć, ale po to żeby uciszyć serce, bo nie słyszę rozumu.  Tak działam od 5 lat, nikt nie wie, że w taki sposób radzę sobie z problemami. Płaczę już coraz mniej, delikatnie wycieram się ręcznikiem i wychodzę z łazienki, w której według mnie pięknie pachnie.  Obiecałam sobie, że w Lodynie będzie inaczej. Niestety. Nie odpisuje mu, może dam radę olać go tak jak on olewał mnie. W bólu i rozmyślaniach usypiam.
          20 dni do ślubu, na pewno będzie zajebiście! W złości ironizuję wszystko o czym myślę. Powoli godzę się z tym, że wezmę ślub z Colleen i będziemy ‘szczęśliwi. Ruszam nogami coraz szybciej oglądając letni, londyński park, czuję uderzenie w klatke piersiową, upadam, ktoś we mnie wpadł.
-Przepraszam!-słyszę delikatny, kobiecy głos, który ewidentnie skądś znam. To ona!
-Niech pani uważa!-śmieję się mówiąc ironicznie naśladując kobietę, przed którą wczoraj się otworzyłem. Szczerze ją polubiłem, bo jest inna. Widzę, że stoi koło niej jak zawsze uśmiechnięta narzeczona naszego tureckiego Niemca, Mandy.
-Przynajmniej niczego na pana nie wylałam.-odpowiada chichocząc i podając mi dłoń.
-Mów mi Aaron, w końcu już mnie znasz. I tak ogólnie to cześć Mandy.
-Cześć Aaron.-mówi odbierając smsa.-Skarbie muszę już lecieć. Miłego dnia!-mówi całując w policzek Panią Tajemniczą i uśmiechając się do mnie.
-Może poszłaby pani ze mną na kawę?-oferuję wspólne popołudnie kobiecie, której imienia wciąż nie znam!
-Tylko niczego na mnie nie wylej.-odpowiada dość sceptycznie, ale z uśmiechem.
Jesteśmy już piątą godzinę w londyńskim barze, a ja wciąż nie znam jej imienia, ja mówię, ona słucha, ale ewidentnie to lubi. Daje mi rady, które są mądre. Pomaga mi pokochać Colleen.

-Mam na imię Anna.-mówi nie wiadomo dlaczego. Dlaczego w tym momencie, dlaczego tak późno.
-Anno chcę, żebyś wiedziała, że jesteś niesamowita.-podsuwam się i trochę upojony alkoholem delikatnie całuję.

-Aaron zajmij się Colleen.-mówi. Obejmuje ją i mówię, że zadzwonię. Wychodzi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cieszę się, że wyrobiłam się w terminie, a jak wyszedł mi rozdział oceńcie sami. Akcja dopiero się rozkręca, a kolejny epizod powinien pojawić się tu za 2-3 tygodnie, zależy od natężenia nauki. Oceniajcie w komentarzach i zapraszajcie do siebie :)

środa, 15 stycznia 2014

Rozdział I. Zacznij schodzić na drugi plan.

   Budzę się widząc, że moje życie z nią zaczyna się rozpadać. Staramy się, ale przestaje się układać, kiedyś było tak cudownie, teraz.. Nie kłócimy się, ale nasze rozmowy przepełnione kiedyś uczuciami teraz nawet nam się nie kleją nie wspominając już o miłości. Kiedyś ona była dla mnie idealna, teraz uważam, że nie jestem nikim specjalnym, ani pod względem urody, ani charakteru. Nie czuję już do niej nic, ale nie umiem tego skończyć. Ślub już za miesiąc, a ja jestem już pewien, że jej nie kocham. Nie chce jej skrzywdzić. Szanuje ją, bo kiedyś była dla mnie wszystkim. Zwlekam się z łóżka i idę do kuchni, ona tam jest, pije kawę czytając gazetę, jej brązowe oczy są zaspane, a włosy potargane. Z przyzwyczajenia podchodzę do niej i przytulam, ona bez słowa uśmiecha się. Zaparzam kawę patrząc się w okno. Ona pomogła mi wrócić do formy, a gdy dzięki niej stałem się zawodnikiem światowej klasy mam ją zostawić? Nie będę świnią. Dziś wracam do treningów, wielki Aaron Ramsey powraca już w sobotę w pierwszym meczu tego sezonu. Dałem Arsenalowi mistrzostwo 2013/14 i zrobię absolutnie wszystko by dać temu klubowi kolejne trofea.

   Pijąc poranną kawę z mlekiem szukam ofert pracy-stały scenariusz moich londyńskich poranków. Wysyłam CV do kolejnych miejsc, nikt nawet na zmywaka nie chce 19-letniej polki bez studiów. Niestety, na studia też nie tak łatwo się dostać. Niemyśląc o przeszłości, bez pracy, wdycham londyńskie powietrze przez otwarte okno, biorę do ręki telefon i wykręcam jeden z numerów zapisanych w folderze 'ulubione'.
-Dzień dobry.-odpowiada kobiecy głos z telefonu, ja rozpoznaję w nim moją mamę, ona nie domyśliła się, że to mój nowy numer.
-Cześć mamo.-odpowiadam czekając na reakcję kobiety, nie wiem co myśli teraz o mnie, czy będzie czuła, czy oschła, nie chcę się przeliczyć, ani zawieść.
-O kochanie, co u ciebie?-jest troskliwa, słychać miłość i zmęczenie w jej delikatnym głosie.
-Dobrze, wszystko się układa, a co w Krakowie?-zadaje pytanie będąc pewna, że ona nie spyta o aspekty finansowe.
-Wszystko w porządku, tęsknimy kochanie.-szczerość przemawia przez nią.
-Jak z tatą?
-Tęskni rówież, kotku muszę już kończyć, jestem zajęta, kocham cię, pa.-żegna się, w jej głosie słyszę niepewność i miłość, wychodzę z domu. Nie chcę już płakać i użalać się nad sobą, całujące pary nie ułatwiają mi tego. Gdy kiedyś kogoś naprawdę kochałaś, ta osoba zostanie w Twoim sercu na zawsze, oczywiście kiedyś spadnie na drugi, trzeci, czwarty, pięćdziesiąty plan, ale na zawsze tam pozostanie. Uczucia wracają, pamiętam jak płakałam co noc, zadając sobie pytanie, co zrobiłam? Dlaczego to już się skończyło? Dlaczego on nie pozwolił mi odejść , tylko zawsze w momencie, w którym już układałam sobie życie bez niego, wracał, kładł swoje ręce na moich cienkich biodrach i mówił jak bardzo mnie kocha, a jego czar znów był aktywny. Teraz już nie wróci, on ze swoimi niestabilnymi uczuciami i moimi żalami został w Krakowie, ja, nowa, inna, jestem tu, w Londynie. Nie chcę już kochać, nie chcę cierpieć, już nigdy nie będę taka sama, chcę robić to co kocham i się nie przejmować, o to chodzi. Widzę agencję hostess, wchodzę, raz się żyje.
-Dzień dobry, szukam pracy.-mówię pewnym siebie głosem uśmiechając się do stojącej  naprzeciwko zadbanej czterdziestolatki o kruczoczarnych włosach pracującej w tym zakładzie
-Proszę podać mi swoje dokumenty i sprecyzować co chce pani robić.-odpowiada aksamitnym głosem poprawiając kosmyk gęstych włosów zgrabną ręką o krótkich palcach.
-Chciałabym być hostessą.-dukam tracąc pewnośc siebie oraz podając jej moje papiery.
-19 lat, szczupła, dość ładna, średni wzrost, pewna siebie, uśmiechnięta, poczekaj poszukamy oferty dla ciebie.-mówi monotonnie przeglądając internetowe zlecenia.-Dwudziestosześcioletni Niemiec potrzebuje ładnej i inteligentej dziewczyny, z którą mógłby udać się na galę, żeby jego dziewczyna była zazdrosna. Piszesz się na to? Gala już jutro.-zapytała mnie wlepiając swoje lazurowe tęczówki w moje nieumalowane oczy.
-Piszę.-odpowiadam bez wahania.

  Widzę ją, przytula się do niego, on całuje ją w policzek. Nie umiem tego zakończyć, jeżeli ona jest teraz szczęśliwa, mając nas obydwu, nie będę jej odbierać szczęścia. Wracam do domu i czuję się samotny, ona jest z nim, ja jestem sam. Kocha mnie, czuję to, wróci i jakby nigdy nic położy się koło mnie pachnąc jego perfumami. Znamy się już tyle czasu, jednak nie mogę jej do końca rozgryźć, jest jej potrzebnych kilku mężczyzn, nie jest w stanie związać się tylko z jednym? Może plan z zazdrością jaki wymyśliłem naprawdę się uda, napewno zobaczy mnie w gazecie z inną kobietą. A jeżeli to będzie koniec? Może ona nie znosi zazdrości. Kładę się do łóżka, słyszę jak wchodzi do domu, niezdarnie zdejmuje buty i kurtkę, myje twarz i szyje, żeby jego zapach zbyt mi nie przeszkadzał, przebiera się w koszule nocną i kładzie koło mnie, całuje mnie i usypia. Jest dla mnie wszystkim i nigdy jej nie stracę-tak dawno postawiłem sobie to za priorytet i nie mogę tego nie dokonać, czuję, że to właśnie ona, ona mnie uzupełnia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział króciutki, na pierszy rzut oka nic się nie dzieje, jednak jest to początek czegoś niezwykłego. Zachęcam do komenntowania i czekania na kolejną część która powinna się pojawić już w kolejny weekend, dziękuję za czytanie, pozdrawiam :)